piątek, 27 lipca 2012

19. Sadness in hurt

Dobra ludzie, uprzedzam was tylko ze rozdzial bedzie nieco przrazajacy, ale to nie jest koniec. Dodam intencje Harrego i Nialla, bo... Zreszta sami sie dowiecie. Milych wrazen < 333 Zapraszam na mojego drugiego bloga z nowym opowiadaniem - <klik>
___________________________________________________

***Jako Harry***

Postanowilem ze za nia pobiegne. Bog wie gdzie poszla, ale ja tego tak nie zostawie. Zbieglem ze schodow, wlasciwie zeskoczylem z paru schodkow prawie zabijajac sie, ale to wszystko z tych obaw. Wpadlem do kuchni gdzie Niall oczywiscie pochlanial pizze.
-Niall ! Zostaw to zarcie i chodzmy poszukac Tori. - rozkazalem.
-A co sie stalo ? Gdzie jest ? - spytal malo zaintersowany.
-Stary, zachowujesz sie jakbys jej nie kochal. Co z toba ? Juz ci sie znudzila i zamieniles ja na pizze ? Zastanow sie co mowisz.
-Kocham ja przeciez, najbardziej na swiecie, ale ty panikujesz tak, jakby wlasnie wybiegla z tego domu gdzies na ulice.
-Bo wlasnie tak sie stalo, idioto ! - warknalem. On natychmiast rzucil pizze i razem pognalismy przed siebie w kierunku domu Eleanor, jednak przy drodze bylo jakies zbiegowisko i karetka. Pomyslalem ze sprawdzimy co sie stalo. Przepchalismy sie pomiedzy ludzi i co zobaczylem ? Mother of God, omal nie wpadlem z szok. Tori lezala na ziemi nieruchomo, cala we krwi, jedynie byla podlaczona do jakiegos urzadzenia. O nie... To wszystko moja wina, nie powinienem byl jej tak zostawiac. Niall doslownie padl na kolana ku jej ciele i zlapal ja za reke. Zrobilem to samo w milczeniu, wlasciwie powolniej niz on.
-Co sie stalo ?! - wykrzyczal blondas.
-Kim pan jest ? - spytal sanitariusz okrywajac ja kocem.
-Jej chlopakiem...
-A ja przyjacielem. - dodalem.
-Przykro mi, dziewczyna jest w spiaczce, nie wiadomo kiedy moze sie wybudzic. Za pare dni, miesiecy, lat lub...
-Niech pan nie konczy. - warknal.
-Nigdy.
-Prosilem. - jeknal. Zobaczylem ze po jego policzku splywaja lzy, obfite lzy. Trzymal jej dlon swoja, drzaca. Caly byl we krwi, plakal jak dziecko.
-To moja wina, moglem isc za toba. Ale ja wcale nie chcialem, nie chcialem by tak wyszlo, blagam musisz sie obudzic. Napewno mnie nie slyszysz kochanie, kujonku moj... Wszystko spieprzylem. - mowil przez lzy. Naciagnalem rekaw bluzy i wytarlem mu lzy, jednak po twarzy splywaly nowe. Wiedzialem jak cierpi.
-Niall, nie obwiniaj sie, to nie byla twoja wina, to przeze mnie wybiegla z domu.
-Nie, oboje jestesmy winni.
Nasza rozmowe przerwal znow sanitariusz.
-Przepraszam, musimy ja zabrac na pogotowie. Panowie jada ?
-Bezwzglednie. - powiedzialem. Pomoglem sie "ogarnac" Niallowi i razem w karetce pojechalismy do szpitala. Niall ani na chwile nie puszczal jej reki ani nie spuszczal z niej wzroku. Patrzyl jakby byl w jakim transie.

***Jako Niall***

Doznalem szoku, doslownie czulem sie jak zabojca. Nie rozumialem jak do tego doszlo, zostawilem ja doslownie sama na pare minut az tu nagle jest na krawedzi zycia. Zawalilem, gdybym nie byl takim idiota to pewnie juz dawno by tego nie bylo. Wypadek ? Co za kretyn ze mnie, nie zasluguje na nia. Jesli sie nie wybudzi, to... Ja nie wiem, zalamie sie psychicznie i bede mial wyrzuty sumienia do konca zycia. Nie tak to mialo sie zakonczyc ! Nie tak.
       Trzymajac jej zimna dlon juz nie czulem tej wiezi z nia, ktorej zawsze wiedzialem ze nie jest w stanie nic zerwac. Takie to bylo uczucie, ktore nie wstanie jestem opisac. Jeszcze ogarnalem, ze musze zawiadomic chlopakow. Potrzebowalem wsparcia, jednak nawet nie zdazylem wyjac telefonu jak dojechalismy na miejsce. Tym razem mnie sila od niej "odkelili". Puscilem jej reke chociaz nie chcialem. Przewiezli ja na sale, wiec mialem okazje w drodze zeby zadzwonic. Wyjalem natychmiast telefon i wbilem numer do Liama.
-Hallo ? - odezwal sie.
-Liam, przyjedzcie szybko do szpitala...
-Co sie stalo ? Dlaczego placzesz ?
-Przyjedzcie a wszystko wam wyjasnie, to bedzie sala numer dziewiec na oddziale intensywnej terapii. Biegiem.
-Dobra, przyjdziemy z Danielle i Eli.
-Tylko szybko. - rzucilem i sie rozlaczylem.

***Jako Tori***

Obudzilam sie. Wokol biel, lezalam na ziemi. Czy to niebo ? Boze co ja zrobilam ze znalazlam sie na innym swiecie ? Prawda byla taka, ze nie mialam pod soba podlogi, wiec to napewno byly niebiosa. Hm... Ale gdzie ludzie ? Gdzie Niall ? Gdzie Harry i reszta ? No tak, oni jeszcze zyja.
       Wstalam i rozejrzalam sie. Nic, tylko biel i chmury. No swietnie, i co teraz ? Jestem prawie martwa. Nagle poczulam czyjs dotyk na moich plecach. Odwrocilam sie i wcale nie bylam wystraszona, bardziej szczesliwa ze jest tu w ogole ktos. To... Byla moja mama i tata. No niezle, jestem duchem wiec widze duchy.
-Mama ? Tata ? - spytalam. Pokiwali glowami na "tak" - Gdzie ja jestem ?
-W niebie Torres, jestes w niebie. - odpowiedzial tata. Tak jak przypuszczalam, niebo a co innego ? Napewno nie pieklo o ktorym nie mialam zielonego pojecia. O Bosz, ja bylam zupelnie naga, wlasciwie mialam na sobie jakas biala szatke. No to przynajmniej mi nie widac.
-Kochanie, dziecko... Jeszcze nie umarlas, ale jestes w spiaczce. Teraz wybor nalezy do ciebie. - zakomunikowala mama.
-Wybor ? Jasne, tylko jakie mam mozliwosci ?
-Zycie lub smierc.
Milczalam. Nie mialam pojecia co odpowiedziec, wybrac. Najtrudniejsza decyzja jaka kiedykolwiek zostala mi przydzielona.
-Masz mnostwo czasu Torres. Teraz... Mozesz przeniesc sie do szpitala, gdzie sie w tym momencie znajdujesz na Ziemi i zobaczyc co sie dzieje. Puki co jestes na wpol duchem, kazxde miejsce jest dla ciebie dostepne. Masz dwa tyogdnie.
-Rozumiem, ale... Ciesze sie ze was widze. - usmiechnelam sie i chcualam ich przytulic tylko ze przez nich przeniklam, no tak, przeciez nie jestem prawdziwym duchem, tylko pol duszkiem. Nie minela chwila jak zobaczylam kolejny widok, kompletnie nowy. Lezalam w bialym ubraniu (widzialam siebie) na lozku. W mojej sali znajdowali sie rowniez chlopcy i Dan, Eli oraz Ada. Podlaczona bylam do stabilizatora USG, cieniutkie kabelki byly podlaczone od mojej glowy po klatke piersiowa jednoczesnie pokazujac prace serca na ekranie za pomoca falowanych lini. Puki co pracowaly one powoli, raz w gore sie wily raz w dol. Slychac bylo tylko pik, pik pik... NIall siedzial obok i scisakal moja dlon. Od razu do niego podeszlam.
-Niall ! Nialler ! Niallerek ! Zarloczku ! - krzyczalam, ale on... On nie reagowal - No tak, nie slyszysz mnie, przeciez jestem duchem - powiedzialam, ale to nie mialo znaczenia, i tak mnie nie slyszal. Probowalam dotknac jego cudownej twarzy, ale moja reka przez nia przenikla - Rany... Jak ja bym chciala byc na ziemi. W sumie... Mam do wyboru rowniez zycie. Ale czy ono jest czegos warte ? - powiedzialam do siebie. Usiadlam na zimnej posadzce i nagle uslyszalam glosy chlopakow. Cos podspiewywali. BYlo to ""Moments". Hm... Milo. Jasne, przeciez ta piosenka opowiada o dziewczynie ktora zmarla i tym co robi jej chlopak zeby z nia byc. Mysla, ze jestem martwa. Przynajmniej tak mi sie wydaje. Niall po skonczonej piosence zaczal cos mowic. Wstalam i podeszlam blizej zeby lepiej slyszec.
-Tori... Tori, moj ty kujonku, przeciez wiesz ze nie chcialem cie zostawiac samej. Wiem, ze mnie nie slyszysz - "Zebys sie nie zdziwil" pomyslalam - ale czasem warto sprobowac. Jestes najlepszym co nas w zyciu spotkalo.
-I chocby nie wiem co sie dzialo, nie opusimy cie. - dodal Harry.
-Bo wszyscy razem tworzymy rodzine. - powoedzial Zayn.
-Tworzymy... - zaczal Liam.
-Tworzymy wyjatkowy krag przyjazni. - dokonczyli chorem. Rozplakalam sie ze wzruszenia. Debile, brakuje mi ich. Gdybym wybrala smierc to by sie pewnie nic nie zmienilo. Oni nadal byliby przyjaciolmi, pewnie lepsze by mieli zycie beze mnie. Siedzialam tak patrzac jak placza, Liam i Niall najbardziej z calego towarzystwa. Zgadza sie, byli wrazliwi. Obserwowalam ich wszystkie ruchy.

                                                              ***
Dni mijaly, a oni codziennie przesiadywali w tym szpitalu. Az minely dwa tygodnie. Wreszcie mialam oznajmic aniolowi, co wybieram. Podjelam dezycje, ale nie zdradze jaka. Sami sie dowiecie.

***Jako Niall***

Minely dwa tygodnie odkad Tori lezy w spiaczce. Dzisiaj zadzwonil do nas lekarz i kazal jak najszybciej przyjechac. Pewnie sie wubudzila, dlatego bylismy caly dzien zadowoleni. Wsiedlismy w samochod i podjechalismy pod sam szpital. Weszlismy do jej sali a tam ? Lezy jak lezala. Podeszlismy do lozka, Tori nie zmienila sie ani troche. W koncu wszedl do sali lekarz.
-Przyszli panowie, swietnie. - oznajmil i podszedl do lozka. Zaczal przerwracac pomiedzy kartkami. Zaczelo mnie to draznic, bo nie uzyskalismy zadnej informacji o tym co sie dzieje z Torres. W koncu wsciekly wytracilem mu to cos w dloni. Spojrzal na mnie widocznie zirytowany, a ja ? Totalna oaza spokoju.
-Co z nia ? - spytalem. Facet w bialym fartuchu podsunal okulary na nos i zmarszczyl brwi.
-Mozliwe ze sie wybudzi. - odparl po dlugim namysle.
-Mozliwe ? Panie, masz pan byc pewny, jestes lekarzem a nie ryzkiem-fizykiem. Powinienes byc pan jak doktor House, a nie. Czlowiek medium, przewidujesz, masz larwy w tylku, no to ostry seks byl. A nie mozliwe ze sie wybudzi. - zaczalem nasladowac jego glos, jednak ktos mi przerwal.
-Niall nie przeginaj. - skarcil mnie Liam, jednak ja go nie sluchalem, tylko jechalem po nim dalej.
-Panie, co pan ? To wybudzi sie czy nie ? Panski obowiazek to jet mowic co i jak a nie gdybac. Gdyby tak bylo codziennie nie mialbys kur*a pracy...
Nie dokonczylem bo ktos zlapal mnie za koszulke. Odwrocilem sie w strone lozka i... Tori ledwo co otwierala powieki, ale jednak otwierala. Zlapalem jej dlon.
-Tori ! - wydarlem sie - Tori budzisz sie !
-Ze co ? - spytala oslabiona.
-Niewazne, wazne ze zyjesz. - powiedzialem uradowany - KIedy mozemy ja zabrac ? - zwrocilem sie do doktora.
-Juz dzis, jednak na wozku, bo bedzie sie ledwo co trzymala na nogach.
-Nie ma sprawy. I wybacz pan ze taki cham byl ze mnie, ale to stres.
-Nie ma sprawy. - odparl mezczyzna , a ja poklepalem go po plecach i znow zwrocilem sie do mojej ksiezniczki.
-Przepraszam ze wtedy... - nie dokonczylem bo ona wyciagnela ku mnie swoje ramiona. Dala mi znac ze chce mnie przytulic. Tak tez zrobilem.
-To ja przepraszam, ty nie masz za co. Zachowuje sie jak dziecko. - szepnela mi przez ramie.
-Daj spokoj, wcale tak nie jest. Nie musisz mnie przepraszac, przeciez... Nic sie nie dzieje, tak ? Nic.
-Wiem, ale to ja zawalilam.
-Nie, to ja zawalilem. - odezwal sie Hazza.

***Jako Tori (i to juz koniec intencji, teraz tylko opowiada Tori)***

-Tak i nie. Ale to niewazne, chodz do mnie. - powiedzialam, ale glos mi sie zalamal. Po prostu tracilam sily. Chlopak od razu usiadl obok mnie i mnie przytulil. Tak dobrze sie czulam jak nigdy - Wiecie, przytocze wam cytat kogos bardzo madrego, polskiego czlowieka, powiedzial on kiedys do narodu: "Wymagajcie od siebie, chocby inni od was nie wymagali...", to kieruje wam zebyscie zrozumieli ze... Ja po prostu bede sie kierowac soba, bo jestem sama... Chocbym umarla... - nie moglam sie wyslowic, zabraklo mi tchu.
-Pacjentka jest slaba, musi odpoczac.
-Moge odpoczywac w domu. - powiedzialam.
-Ale jest pani pewna ? Nie sadze.
-Dopiero co pan powiedzial ze mozemy ja zabrac ! - Niall... Jaki bulwers, pierwszy raz go takiego widzialam. Kiedy oni dyskutowali i sie o mnie klocili ja skorzystalam z okazji zeby sie uwolnic od tych kabli, poodrywalam je od ciala i spojrzalam pod koldre. O Boze...
-Co pani robi ? - spytal lekarz.
-A nie widac ? Uwalniam sie z tego bagna. Fuck off... Czy ja jestem... Naga ? - spytalam i spojrzalam jeszcze raz pod koldre.
-Wszystkie pani ubrania byly cale zakrwawione.
-Serio ? Naga ? Pokaz ! - Niall rzucil sie kolo mnie na lozko, ale ja go zepchnelam.
-Nie waz sie. Czuje sie taka... Taka...
-Wolna ? - dokonczyl za mnie Hazza.
-Wlasnie ! O nie... Dajcie mi jakies ubrania, to jest straszne.
-Skoro Hazza moze latac na golo po domu, to ty tez mozesz. - zasmial sie Zayn. Spojrzalam  na niego pytajaco, pozniej na lokersa. Usmiechal sie jak glupek, to znaczylo tylko... Prawde. Bez komentarza. Zrobilam FacePalm.
-No dzieki, kompletna kompromitacja. - wymamrotalam - Ale wiesz... Czuje taki powiew pomiedzy nogami... O Jezu, co ja wygaduje ?! Prosze o ubrania doktorze.
-Dobrze, ale...
-Tori ! - krzyknal ktos. Do sali wpadla Eleanor. No tak, tylko tego mi brakowalo - Wiem co sie stalo, jak sie czujesz ? - wykrzyczala.
-Jest dobrze, spiaczka tylko trwala dwa tygodnie. - odparlam spokojnie - Sensejszyn Eli, dzieki za troske.
-Przepraszam, ale... Dobra niewazne, Louis posun sie. - dziewczyna odepchnela swojego chlopaka i wyrwala mu z reki jakas papierowa torbe - Kupilam ci cos, pare rzeczy do ubrania, bo twoje sa wszystkie... No wiesz we krwi.
-Zauwazylam ze jestem naga. - wypowiedzialam z udawanymi lzami. Kiedy rozmawialam z Eli, Niall znow chcial mi zajrzec pod koldre, jednakowoz ja bylam szybsza, nie spuszczajac wzroku z Eli obserwowalam co wyciaga z torby.
-Niall, ja to widze. - warknelam nadal patrzac sie na Calder. Podala mi kraciasta koszule, legginsy, t-shirt z flaga usa, botki sznurowane i czerwona bielizne.
-Mrau... Czerwony, pokazesz mi sie w tym ? - spytal Niall.
-Hahahaha - wybuchnelam brechtem i sie usmiechnelam - Nie. - odparlam stanowczo zmieniajac ton glosu.
-Nie badz taka.
-Jaka ?
-No taka.
-Czyli jaka ?
-Nieugieta. Masz piekne, kobiece cialo, czego tu sie wstydzic ? Tym bardziej przed wlasnym chlopakiem ?
-Wiesz, kazdy jest inny. To jest silniejsze ode mnie, Niall, zrozum.
-No dobra. Ale moze kiedys...
-Nie. - przerwalam mu i poglaskalam po tych jego lsniacych, blond wloskach - A teraz poprosze o wyjscie, chce sie przebrac.... - wszyscy wyszli oprocz Nialla - Lacznie z toba kochanie. - dodalam. Chlopak zrobil dziecinna mine jakby puszczal focha i wyszedl. Zostawil oczywiscie szpare w drzwiach - Niall, ogarnij sie.
-No dobra.
Chlopak nareszcie mnie posluchal. No, moglam sie w spokoju przebrac. Ubralam to co moja kochana, nadopiekuncza Eleanor mi kupila... O rany, nie zdazylam jej podziekowac. Pozniej to zrobie. Bo pewnie jak zacznie paplac konca nie bedzie. Dziewczyna oczywiscie pomylila sie o numer, ale to nic. Bylam gotowa i moglam wyjsc. Jeszcze tylko czekalam na wypis.


______________________________
Ze wzgledu na Nadie dodalam ten rozdzial szybciej. Mam nadzieje ze sie podobal < 333
Wchodzcie na moje wszystkie blogi ; ))

7 komentarzy:

  1. Rozdział zajebisty .. Płakałam przy nim , jak opisywałaś to niebo i Nialla jak się Tori przejmował , no po prostu łzy leciały strumieniami .. Dziękuję że dodałaś szybciej ten rozdział ze względu na mnie ; * Jesteś super ..<33

    OdpowiedzUsuń
  2. oezu, jak Ty to wymyślasz ? Też bym tak chciała *.* < 3

    OdpowiedzUsuń
  3. O boże , jak ty to robisz ? Gdy to czytałam poprostu czułam się jakbym była na ich miejscu po prostu kocham cię za to ... Mam nadzieje , że bd tu wchodziło coraz więcej osób , bo to jest FANTASTYCZNE !!! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. soorki, źe się u Ciebie reklamuję ,ale neversaynever-story.blogspot.com <3

    OdpowiedzUsuń

Daj koma, odwdzięczę się ♥