niedziela, 6 maja 2012

Difficult situation

Hej. Jeszcze za nim dodam rozdział chciałabym spytać: Powinnam usunąć mojego bloga? No bo wydaje mi się, że nikt tego nie czyta. Odpowiedzi zostawcie w komciu ;/// Pamiętajcie że zasada nadal trwa, no proszę, przynajmniej niech będzie z pięć tych komci. Ludzie... Zlitujcie się, bo usuwam...
-------------------------------------------------------



-My możemy cię zawieźć. Co by byli  z nas za przyjaciele gdybyśmy ci nie pomagali? - Niall zaczął zbierać swoje rzeczy z ziemi.
-Och nie... Zbyt dużo robicie dla mnie, Niall. Nie chcecie ode mnie odpocząć? Bo praktycznie spędzamy każdą wolną chwilę razem, ciągle coś się dzieje, a ja jestem  nieznośna, zwłaszcza gdy jestem zmęczona. Nie macie mnie dość?
-No co ty! Nigdy w życiu. Chyba na odwrót. - zaprzeczył Zayn.
-Po co wam fatyga, ja... Pojadę taksówką.
-Nie, nie. My chcemy. 
-Niall, ja nie chcę robić problemu. Wszędzie mnie za dużo jest, może chcecie sobie odpocząć? A nie mnie wozić wszędzie. Ciągle wozicie mnie po sklepach, teraz może ja coś dla was zrobię: zawieziecie mnie do domu i pojedziecie do siebie, weźmiecie prysznic ,przebierzecie się i odpoczniecie. Zresztą wy macie poważną pracę, a nie to co ja.  A ja... Ja wezmę taxi i pojadę po dziewczyny. Co wy na to?
-Nie ma mowy. Chcemy zrobić dla ciebie jak najwięcej. 
-Ale Zayn, ja chcę wam dać spokój.
-Ale my nie chcemy. Właściwie, gdyby nie ty, nudzilibyśmy się tu. Ciągle wyciągamy cię z kłopotów, ciągle robimy wszystko żebyś się czuła dobrze, ciągle wszystko dla ciebie robimy i to nam sprawia radość. Daj się zawieźć.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Liam i Lou zaczęli się budzić. Dwudziestolatek przetarł oczy i spojrzał na mnie tak, że się przestraszyłam. 
-Lou, coś się stało? Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytałam przerażona.
-Nie, nic, ale miałem okropny sen. Śniło mi się, że marchewki giganty odgryzły mi palce u rąk.
-Yhy. - przytaknęłam na odczepnego. Tak naprawdę było mi do śmiechu, ale się powstrzymałam.
-Jeeej... Lou, musiałeś zjeść za dużo wczoraj. To chyba nałóg... - zażartował Niall, ale miało być poważnie. Nie wyszło mu.
-Anika, jak ty pięknie wyglądasz. - powiedział po chwili. Wow, on nie tylko naćpał się marchewkami, ale też jest ślepy. 
-Loui, co ty, ślepy? Ja pięknie wyglądam? Teraz? Ahahaha... Znasz lepsze kawały?
-Nie, on ma rację. - przyznał Liam.
-Te, Królewicz, już wstałeś? No nie dziwię się że majaczysz. Ja? Mnie nie było gdy rozdawali urodę. Sorry, ale oczy was mylą. Hm... Wiecie... Ja już się będe zbierała. A wy...  Wy róbcie to co zwykle.
-No nie. Umówiliśmy się, że ciebie zawieziemy.
-Najpierw Zayn, to ja muszę się przebrać w domu. Opłaca się wam tak jeździć?
-Oj tam oj tam. Haha, spodobało mi się to twoje powiedzonko. Opłaca się, dla ciebie wszystko. Jakaś ty uparta... - powiedział pan blond farba.
-No mówiłam że jestem nieznośna. - zaśmiałam się rozczesując włosy grzebieniem.
-Nieznośna a uparta to co innego. 
-Ty nie bądź taki mądry panie "Wszystko wiem lepiej od swojej dziewczyny".
-Chcemy cię zawieźć.
-No dobra, nie będe się kłócić bo i tak nie wygram z wami. Pięciu na jedną! No wiecie co... To jakiś chory przypadek. No ok. Zawieźcie mnie, ale od razu mówię że tak szybko to wszystko nie potrwa. 
-Hm... Ok, dosyć gadania, jedziemy. Anika jedzie zapewne po fajne dziewczyny. - Zayn puścił do mnie oczko.
-Nie rób sobie nadziei, Dominka na ciebie poleci, ale z Adą trudniej. Ona nie cierpi typowych Bad Boy'i. 
-Pff... Zobaczymy. Jestem zbyt przystojny. A z tym bad boyem skończyłem dawno.
-Jasne, jasne. Zobaczymy kto będzie miał rację. Znam je lepiej niż ty, nie wiesz o nich nic, a ja mieszkałam z nimi w jednym domu. 
-Ok. No to idziemy?
-Tak, jasne. - rzuciłam i już ruszyłam z Zaynem w stronę auta, ale reszta nie ruszyła się z miejsca. Odwróciliśmy się jednocześnie na piętach i spojrzeliśmy na nich badawczo.
-No co? Nie idziecie? - spytałam.
-A kto posprząta? - Liam zrobił zatroskaną minę.
-Ach no tak, jak mogliśmy zapomnieć?
Ze sprzątaniem uwinęliśmy się szybko. Tak szybko, że sama się dziwiłam. . Pozbierałam swoje rzeczy, chłopcy jak cienie zrobili to samo i pojechaliśmy pod dom. Otworzyłam furtkę, wszyscy weszli za mną i zaczęłam szukać w torbie kluczy, jednak... Nie mogłam ich znaleźć. Usiadłam na ziemi i wywróciłam całą torebkę do góry nogami. Same klamoty, ale kluczy nie było. Zostawiłam je na ziemi i spanikowana zaczęłam szukać jej wszędzie gdzie popadnie.
-Co się stało? - spytał Niall.
-Moje klucze! Szukaj kluczy! - krzyknęłam przerażona.
-Spokojnie, tu są. - powiedział Harry podnosząc coś błyszczącego z ziemi. Nie widziałam dobrze, bo to w oddali, ale nie musiałam się zastanawiać co to było, jasne że moje klucze. Ale co one tam robiły to ja nie wiem. Pamiętam, że wrzucałam je do torby. Loczek podał mi zdubę i miałam ochotę go pocałować, ale powstrzymałam się.
-Jezu... Co one tam robiły? - w pośpiechu próbowałam wbić kluczyk do zamka.
-Napewno wkładałaś je do torby?
-Tak, Niall, wkładałam. A jeśli ktoś je znalazł, otworzył, włamał się, ukradł coś i rzucił je tu gdy uciekał? Tak też mogło być. Cholera jasna... Nie mogę trafić tym kluczem do zamka! 
-Daj mi to. - Horan wyrwał mi klucz i bez trudu otworzył drzwi. Weszłam jako pierwsza do mieszkania popychając chłopaka. Wszyscy weszli za mną. Na szczęście wszystko było w porządku. Nic nie zostało skradzione, żadnego włamania. Po prostu byłam taka głupia, żeby nie wycelować do torby. 
-Jaka ze mnie idiotka. - usiadłam już uspokojona głęboko oddychając na krześle.
-Nie, nie mów tak. Po prostu raz wpadka. Trudno, stało się, ale to nie znaczy że masz się tak oceniać.
-Chętnie bym już do domu wróciła. Do Polski.
-Ale teraz już sama nie będziesz, przyjadą do ciebie twoja przyjaciółka i siostra... Sama nie jesteś już. 
-Ale Ada już pójdzie do pracy i zostanie Dominka, ale ona... Ona sama nic nie czai. Zwykle to ja ją wyciągam z kłopotów, a nie ona mnie.
-Może role się odwrócą? - Harry pogłaskał mnie po plecach.
-Może. Ok, Anika, opanuj się. - mówiłam do siebie - Muszę iść się przebrać, poczekajcie na mnie... Hm... Około piętnastu minut.
Wstałam i pobiegłam po schodach prawie się na nich zabijając do pokoju. Wygrzebałam szybko z szafy białe rurki i zwyczajną, czarną bokserkę a na nią luźną koszulkę ponad pępek (taki strój, nie wiem jak to wytłumaczyć) . Zmieniłam ubrania i bieliznę, nałożyłam szybko sznurowane botki [KLiknij, a zobaczysz jakie (te buty na dole)]. Zrobiłam lekki make-up, czyli tylko błyszczyk, trochę tuszu do rzęs i brązowy cień do powiek (żeby nie było go widać). Rozczesałam swoje długie, rude fale i byłam gotowa. Przejrzałam się w lustrze. Tak, wyglądam bosko. No ale... Nie aż tak. Byłam taka zwyczajna. Zeszłam z torbą na ramieniu i uśmiechnęłam się porozumiewawczo.
-No to akurat nie było piętnaście minut tylko... - Horan spojrzał na zegarek - Osiem.
-Uu... Co za dokładność.
-Ślicznotka. 
-Oj Niall, wiesz że nie musisz mi tego mówić chodząc ze mną? 
-Wiem, ale ja mówię prawdę. 
-Nie cierpię słuchać komplementów.
-Czyli jesteś skromna... I to mi się podoba.
-Masz rację.
-Idziemy? - ponaglił Zayn.
-A tobie co się tak śpieszy?
-Nie nic.
Uśmiechnęłam się i wyszliśmy z mieszkania. Tym razem dokładnie sprawdziłam czy porządnie zamknęłam drzwi i czy klucze wpadły do torby. Wolałam żeby taka stresująca sytuacja się nie powtórzyła. Lou oczywiście za kierownicą, Niall i ja na tyłach, a Zayn, Liam i Harry w środku. Jak zawsze. Gdy zaczęłam malować usta błyszczykiem Lou wjechał w jakąś dziórę zboczyłam ze szlaku i pojechałam pędzelkiem po brodzie.
-Akurat teraz musiałeś wjechać w tę dziórę? - spytałam Louisa, ale on nawet nie oderwał oczu od drogi, tylko zaśmiał się.
-Ta, ta, strasznie śmieszne. - skarciłam go i sama zaczęłam się zaraz śmiać. Niall również wybuchnął śmiechem i powycierał mi brodę palcem, po czym uśmiechnął się tak, że mogłam oszaleć. Ten olśniewający uśmiech, może miał troszkę krzywy zgryz, tak jak ja, ale to u niego kochałam najbardziej. Właśnie jego zęby. Kształtowały mu charakter. Podniosłam lekko kącik ust do góry i wyszczerzyłam zęby niechcący pokazując swój stały aparat. Szybko zamknęłam usta.
-Ojej, zapomniałam że mam się nie uśmiechać... - wybełkotałam zawstydzona. On nie wiedział, że noszę aparat.
-Nie wiedziałem że nosisz aparat. - powiedział i wcale nie był zdziwiony. Tylko zadowolony zupełnie nie wiem z czego. Przecież to szpeci i przeszkadza przy pocałunku (mnie akurat nie przeszkadzało) - To piękne. Sam kiedyś nosiłem aparat, ale kazali mi zdjąć. Leczę zęby, ale inaczej. To słodkie, nie cierpię doskonałości. Jeśli ktoś powiem że nie, to niech się udławi. 
-Serio? Ale to szpeci. 
-Wcale że nie. To dodaje uroku. Uśmiechnij się. - uśmiechnęłam się jak prosił szeroko pokazując zęby z aparatem. - Dziękuję. Za taki uśmiech dałbym dużo, albo nawet w ogóle. On jest tylko nasz. - tak, dzięki temu blondaskowi, zaczęłam wierzyć w urok osobisty, który akurat miałam. Dodał mi odwagi. Ale ściągnę w końcu aparat. Lekarz mówił, że za dwa lata, więc nie będe się martwić, że to go odpycha. W końcu dojechaliśmy na lotnisko. Wysiadłam i próbowałam się ruszyć z miejsca, ale jakoś było mi słabo. Upadłam na ziemię i złapałam się za głowę.
-Anika, co ci jest? - zapytał Niall próbując mnie podnieść z ziemi.
-Powiedz coś. - nalegał Liam.
-Jestem bez jedzenia od rana, zapomniałam zjeść... - wymamrotałam.
-My też, ale jak to możliwe? Przecież bez jedzenia da się wytrzymać pare godzin.
-Co prawda, tak, ale ona ma osłabiony organizm. - powiedział Niall i  wreszcie podniósł mnie i objął moim ramieniem swoją szyję tak że mógł mi pomóc iść.
-Muszę wody... - znów mruknęłam próbując iść. Liam wyjął z torby butelkę wody i mi podał. Odkręciłam i się napiłam, ale nadal czułam że nie mogę iść. Wreszcie gdy lepiej się poczułam, zdjęłam z Niallera swój ciężar i mogłam iść samodzielnie.
-Napewno lepiej już? - dopytywał Niall.
-Mam nadzieję. 
-Jadłaś coś wczoraj przed ogniskiem?
-Nie Harry. I się przyznaję. Nie jadłam obiadu, bo... Jestem... Chora na pewną chorobę podobną do bulimi, jem ale wymiotuję. Nie mogę jeść. Z wiekiem tracę apetyt, boję się że umrę.
-Dlaczego nic nie mówiłaś?
-Nie wiem. Po prostu nie chciałam was zamartwiać.
-Mogłaś od razu powiedzieć. Mogliśmy ci pomóc...
-Byłam już u lekarza, ale nie przepisał mi żadnych leków. Powiedział, że nic mi nie dolega, ale ja wiem, że jestem na coś chora. A tutaj nie pójdę do lekarza, aż tak dobrze nie znam angielskiego. 
-To ja z tobą pójdę. Jeszcze dzisiaj. - powiedział Niall otwierając drzwi do budynku przede mną.
-Dziękuję, naprawdę uratujesz mi tym życie. - uśmiechnęłam się dobrowolnie, bo nie mogłam jakoś nawet poruszać ustami.
-Jasne. No więc musimy na nie czekać? 
-Tak, zaraz ich samolot ląduje, ale może się spóźnić. - nagle zaczął dzwonić mój telefon i znów usłyszeliśmy piosenkę "Save you tonight". Szybko odebrałam, żeby nie robić sobie siary, bo ta piosenka robiła się chyba dla nich męcząca. 
-Hallo? - spytałam po polsku.
-Cześć słonko. Zaraz lądujemy.
-Ada?
-No ba!
-Ale... Jak zadzwoniłaś, nie wolno w samolocie.
-Nie, nie, to specjalny telefon z którego się dzwoni w samolocie. Przecież wiem że nie wolno, wywalili by mnie.
-Hm... Jasne. No to super. Ja już jestem na lotnisku.
-O to świetnie. - powiedziała, ale ja nie słyszałam, bo chłopcy znów się wygłupiali. 
-Ej, ja gadam przez telefon. Więc z łaski swojej: ćssiiii... - przyłożyłam palec do ust na znak ciszy i kontynowałam gdy się zamknęli.
-Z kim gadałaś?
-Z nikim. Z jakimś dzieckiem. - spiorunowałam wzrokiem Niallera, ale on nie zrozumiał na szczęście. Czasem nie żałuje że to anglicy.
-Aha. No to czekaj na nas na sali przylotów. Za piętnaście minut lądujemy.
-Ok, czekam. Papatki. 
-Pa. - rzuciła i się rozłączyła. Odwróciłam się do chłopaków zadowolona.
-I... ? - zaczął Liam.
-Za piętnaście minut lądują. 
-Super, chodźmy.
-Chwila, wolnego kolego... - zatrzymałam go - Jakie my? Umawialiśmy się tylko na... No wiesz... Na zawieziemy cię, a nie na zawieziemy i odwieziemy. 
-Dlaczego nie? Ja chcę poznać twoją siostrę, też taka piękna?
-Nie słodź mi i tak nie pójdziecie. 
-Poznacie je jutro. A teraz raz, dwa, trzy, do siebie! Musicie odpocząć, a nie tylko mnie wozić. 
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale", poradzę sobie.
-A jeśli nie pójdziemy to co? - spytał Harry.
-To... To... To się obrażę. - skrzyżowałam ręce na piersiach z drętwą miną.
-Dobra, to idziemy. Ale napewno sobie poradzisz?
-Tak, tak. Jasne, bez obaw. Spróbuję nie wpaść w kłopoty bez waszej obecności. 
-Okey, trzymaj się. Do jutra. - Zayn puścił do mnie oczko a ja uśmiechnęłam się odwracając na pięcie i już chciałam iść gdy ktoś złapał mnie za ramię. Momentalnie odwróciłam się. To był Niall.
-A nie dasz mi czegoś na dowidzenia? - spytał. Nie wiedziałam o co chodzi, ale gdy wreszcie ogarnęłam, pocałowałam go lekko w jego zimny policzek.
-Dzięki. Zadzwonisz wieczorem?
-Jasne, jak że by inaczej? - poklepałam go po twarzy i wysyłając buziaka oddaliłam się w stronę sali przylotów.

-------------------------------------

Wiecie, jakaś nowość! Wreszcie miałam wenę. Nadal przypominam o zasadzie ;) A tak ogólnie, to jesteście wspaniałymi ludźmi, wiecie?
Podziwiam że tyle dla mnie robicie. To wy mnie motywujecie kochani <3

Strzałka ^^




5 komentarzy:

  1. Fajne, fajne : )
    Oby częściej taka wena była ; p

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne ;) Kocham tego bloga !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie usuwaj tego bloga! Rozumiesz? To bardzo się cieszę :) Rozdział znów świetny! Ja nie wiem jak Ty to robisz; ]

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli usuniesz tego bloga to się na Ciebie mocno obrażę. Wciągnęłam się w Twoje opowiadanie i nie łatwo będzie mnie z niego wyciągnąć :)

    Uwielbiam Cię dziewczyno i zapraszam na mojego bloga :)
    http://nikaa99.blog.interia.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli to zrobisz Anika to przyjadę do cb i cię uduszę kumasz??

    OdpowiedzUsuń

Daj koma, odwdzięczę się ♥